*Seev*
-Ludziska biegiem!!! Max chce się zabić!
- Co?!-Wszyscy
-No bo Mich z nim zerwała i on twierdzi że już nie ma po co żyć...
*Max*
-Mich ja ci wszystko wybacze tylko mnie nie zostawiaj...
-Ty mi wszystko wybaczysz?! To chyba ja powinnam to zrobić, bo gdybyś mi wystarczał to nie szukałabym innego!
-Michelle... błagam-byłem bliski płaczu-nie odchodź!
-Temat skończony! Żegnaj Max!
Wyszła. Kurwa jestem idiotą! Mogłem nic nie mówić! Co za debil ze mnie. Koniec. To nędzne życie już nie ma sensu...
*Nathan*
-Jak to?! Kurwa mać, do jasnej cholery! Max odłóż ten kołek! Annalyne chodź tu.
-Zostawcie mnie w spokoju! Wszyscy bez wyjątku!-Max chyba zwariował
-Nath ja z nim pogadam...-szepnęła mi na ucho narzeczona
-Dobra tylko uważaj na siebie.
-Ok ja ide. Życz mi szczęścia.
*Annalyne*
Spokojnie. Nic sobie nie zrobi. Pomorzesz mu, tylko bądź spokojna. Jeszcze tylko kilka kroków...
-Max odłóż to...
-Nie wtrącaj się. Nie wiesz co czuję! Nigdy się nie dowiesz!
-Słuchaj. Jesteś wampirem prawda...
-Tak, ale to mie zmienia faktu, że...
-Nie przerywaj mi! Dobrze, więc jesteś wampirem i jesteś wiecznie młody i nie możesz umrzeć śmiercią naturalną. Jeśli teraz ze sobą skończysz, to już nigdy nie poznasz kolejnej dziewczyny. Może nawet lepszej od Michelle. To jedna sprawa. Druga jest ciut inna... Potrzebuje twojej pomocy, więc nie możesz się teraz zabić...
-Dobra o co chodzi?
-No bo Nathan jest jakiś inny... Zawsze był wesoły, a teraz stał się takim zamułem...
-Mam z nim pogadać?
-Jak byś mógł? A teraz błagam. Oddaj to.
-Ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Pomożesz mi odkryć moją moc.
-Dobrze, ale teraz proszę o kołek.
Max oddał mi kołek, a ja wrzuciłam go do ognia.
*Nath*
Coś za łatwo jej poszło... Czy ona czasem nie ma daru sterowania uczuciami i przekonywania? Dodatkowo ma też dar teleportacji, tak jak każdy wampir. Dobra muszę z nią pogadać.
-Ann słonko chodź tu!
-No co tam?-zjawiła się tuż obok
-Skarbie-westhnąłem-nie strasz mnie tak więcej
-No ok, ale jak ja się tu znalazłam?
-No zaołałem cię i się zjawiłaś...
-Ej ty masz moc przywoływania przedmiotów i ludzi...
-Sprawdzimy co jeszcze potrafię?- i ten mój zalotny uśmieszek- Co ty na to?
-Nath... wiesz, że mam dopiero 17 lat. Jakby starzy się dowiedzieli o...- zadzwonił jej telefon
/Rozmowa telefoniczna<p. Marianna=M>/
A: Halo.
M:Dzień dobry. Czy rozmawiam z panią Annalyne Marw?
A: Tak to ja, ale chwileczkę- odeszła kilka kroków- proszę mówić.
/Koniec rozmowy telefonicznej/
Chwile po tym telefon wypadł jej z ręki, a sama zemdlała. W ostatniej chwili ją złapałem. Natychmiast zaniosłem ją do salonu i położyłem na kanapie. Po chwili ocknęła się.
-Kochanie co się stało?- zapytałem a ona zaczęła płakać
-Moi rodzice zginęli w katastrofie samolotu...
Pomyślałem, 'po co oni lecieli samolotem?!'. Po chwili Annalyne zapytała:
-Nathan? Mówiłeś coś teraz?
-Nie, a co miałem powiedzieć?
-'po co oni lecieli samolotem?!'
-Ja tak tylko pomyślałem... lol ty masz dar czytania w myślach!
-O nie...
-Czemu o co chodzi?
-No bo jak będziesz chciał coś się spytać, albo coś powiedzieć to już będe wiedziała...
-Nie będzie źle, a teraz chodź napijemy się.